łóżko pojawiało się co prawda w jej snach, ale to, co na nim - Nie mogę. przedyskutujemy sprawę ponownie i dojdziemy do kompromisowego - Przepraszam - powiedział i poszedł odebrać. - Dziękuję, będę pani bardzo wdzięczny. Bądźcie grzeczni pływając rozmawiając, tuląc się do siebie. Ale dzieci były zachwycone - Kierujesz swój gniew na niewłaściwą osobę, Glorio. Nic nie zmieni faktów. To nie ja cię krzywdzę, oboje dobrze o tym wiemy. komoda glamour szklana - Wiem, skąd twoja matka miała pieniądze na pokrycie długów hotelu, wtedy, dziesięć lat temu. - Zamierzam pokazać ten list Gavinowi - rzekł – by stwierdził, czy pisze go Przyglądał się jej, wykrzywiając wargi. Zdaje się, że chciał powiedzieć tą swoją miną, że czuje odrazę dla wyrodnej córki, że jego szlachetne serce nie może pojąć takiego braku miłosierdzia. Hope jednak dobrze wiedziała, że to czyste Zło wygląda z jego twarzy. Zło w przebraniu Dobra, fałsz, który podszywa się pod prawdę. Tak, fałsz, fałszywy prorok, antychryst... Arabella poprawiła bluzkę i potrząsnęła suknią. Nagle, jakby przytłoczona nazbyt wielkim ciężarem, opadła na ziemię i wybuchnęła płaczem. - Wydaje mi się, że wszystkiemu były winne karciane długi lorda Alexandra. Jake roześmiał się i rzekł: Polecane kołobrzeg apartamenty przez wielu klientów
chce go zapytać. - Przestań to w kółko powtarzać! Czemu tak bardzo chcesz uciec z tego zamku? Duchy tu są, czy jak? Huffa. Okazuje się, że ten gość nie istnieje. To postać wymyślona przez Becka. Sayre opadła na oparcie pobliskiego fotela. - Nie wiem, po co wykombinował sobie taki skomplikowany układ i chyba nie chcę wiedzieć - ciągnął Rudy. - Niemniej, moim ostatnim oficjalnym obowiązkiem wobec Huffa było dostarczenie mu tej informacji dziś rano. - O mój Boże! - W obozie rybackim Huff nie pokazał po sobie, że już wie. Ale w każdej chwili mógł otworzyć kopertę, którą mu zostawiłem, i przeczytać zawartą w niej wiadomość. Kiedy to zrobi, nie wiem, jak zareaguje. - Jasne, że nie wiesz, ty stary tchórzliwy draniu! Sayre zerwała się na równe nogi. Odepchnęła go na bok i pobiegła do drzwi. Opony jej wypożyczonego kabrioletu zadymiły na gorącym asfalcie, gdy wypadła na autostradę. Trzymała wciśnięty klakson, na wypadek gdyby inny kierowca odważył się zajechać jej drogę. Pędziła w kierunku swojego starego domu, myśląc, że tam najprawdopodobniej udał się Chris po opuszczeniu obozu. Nie próbowała się nawet zastanawiać nad konsekwencjami usłyszanej przed chwilą informacji i nad przyczynami tego sprytnie ukutego oszustwa. W tej chwili chciała przede wszystkim ostrzec Becka, zanim Huff dowie się o wszystkim. Docisnęła pedał przyspieszenia. Zbyt szybko skręciła w boczną drogę i prawie obróciło ją w miejscu, gdy koła zabuksowały na żwirze. Niemal rozjechała stadko myszołowów, które pożywiały się padliną oposa na drodze. Zagryzła zęby, przecinając tory kolejowe z prędkością stu dziesięciu kilometrów na godzinę. Wydawało się jej, że jedzie zbyt długo. Kiedy wreszcie znalazła się przed domem, jęknęła, nie widząc żadnego samochodu na parkingu przed wejściem. Zatrzymała wóz tak gwałtownie, że poczuła smród przypalonych opon. Wybiegła z samochodu, nie fatygując się wyłączeniem silnika ani zamknięciem drzwi. Pędząc po schodach na ganek, potknęła się i upadła, boleśnie obcierając dłonie. Zataczając się, pokonała ostatnie kilka stopni i wbiegła na ocieniony ganek. Opatrzone moskitierą drzwi były odblokowane, a wewnętrzna para otwarta na oścież. Wpadła przez nie i natknęła się na Selmę, która właśnie schodziła z góry, niosąc pod pachą koszyk pełen prania. - Widziałaś Becka? Gdzie jest Huff? - zawołała Sayre. - Huffa ostatnio widziałam, gdy wybierał się do obozu rybackiego. A Becka nie widziałam w ogóle. Co się stało? - Sądzisz, że są w fabryce? - Ja... - Zadzwoń do Becka, na komórkę - krzyknęła Sayre przez ramię, ruszając biegiem ku wyjściu. - Powiedz mu, że Huff wie wszystko o Charlesie Nielsonie. Zrozumiałaś, Selma? Huff wie wszystko o Charlesie Nielsonie. - Zrozumiałam, ale... - Powiedz mu, Selmo! Kilka sekund później Sayre pędziła już jak szalona w stronę uśpionych kominów fabryki. Beck zignorował dzwonek telefonu. Schodził właśnie na halę fabryczną. Pozbieranie wszystkich kawałków układanki do kupy zajęło mu zaledwie kilka chwil. Nagle wszystko stało się przeraźliwie jasne. Szczere zapewnienia Chrisa, że nie zabił brata były najprawdziwszą prawdą. To nie on załadował strzelbę, włożył lufę w usta Danny'ego i pociągnął za spust. Nie oznaczało to jednak, że był niewinny. Kiedy dotarł do podajnika, zobaczył Chrisa, który pochylał się nad pracującą maszyną, przyglądając się pracy pasa klinowego. Tuż za jego plecami stał George Robson. Żaden z nich Od miesiąca Tammy znów spała w namiocie pod gwiaz¬dami i wspinała się po drzewach, ale ani na moment nie potrafiła przestać myśleć o pewnym małym księstwie leżą¬cym po drugiej stronie globu. Nieustannie odczuwała pokusę, by skontaktować się z panią Burchett lub Dominikiem i zasypać ich gradem pytań o Marka i Henry'ego. Nie. Już wybrała. Powierzyła siostrzeńca opiece ukochanego m꿬czyzny, a sama usunęła się w cień. Tak musi zostać. To je¬dyna możliwość. Ja też się z tego cieszę - szybko i bardzo ciepło dodał Mały Książę. - luksusowe apartamenty nad morzem Skąd się wziąłeś?! Słowa te wypowiedział, a właściwie wykrzyczał (zapewne z powodu przyzwyczajenia do hałasu) - A Lis? - dopytywał się Mały Książę. mnie stworzyłeś, choć zapewne świadomie wcale tak o mnie nie myślałeś. Zresztą, ze mną było podobnie, bo ja też Do siódmej zostało jeszcze pół godziny. Tammy wzięła prysznic, umyła włosy, przebrała się w zapasowe dżinsy i prostą bawełnianą bluzkę - w plecaku nie miała nic innego - a potem wyjęła zaadresowaną do siebie kopertę i otwo¬rzyła ją. - Może wina? - wtrącił pośpiesznie książę. Kim jest Natalia Jakuła? - Skoro jej rzeczy pasują na panią, to może dobrze, że się nie zmarnują... Zapraszamy do stołu – powiedziała z uśmiechem i gestem pani domu wskazała Tammy krzesło. dubeltówki, po co miałby zawracać sobie głowę załadowaniem obu luf? Przecież druga kula i tak na nic by się nie przydała. Nikt nie skomentował ani nie odpowiedział na pytanie. Rudy Harper znowu odchrząknął. - Czy przypominasz sobie, kiedy ostatnim razem widziałeś tę strzelbę, Huff? - zapytał. - Nie zauważyłem pustego miejsca po niej w szafie na broń. Skinął głową w kierunku narożnej oszklonej szafy. Huff miał w domu całą kolekcję broni, między innymi kilka śrutówek, strzelb na jelenie i dubeltówek do polowania na ptaki. Wszystkie stały w dobrze widocznym miejscu. - To była stara strzelba. Nikt z nas jej nie lubił, więc zwolniliśmy ją z obowiązków, że się tak wyrażę. Trzymaliśmy ją w domku rybackim, na wszelki wypadek. Nie wiem, kiedy ostatnio ktoś z niej strzelał. - Ja wiem. Wszyscy spojrzeli na Chrisa. Sądząc z malującej się na jego twarzy beztroski, mógł równie dobrze mówić o czymkolwiek innym, na przykład o zgubionej rękawiczce lub o pogodzie; w każdym razie nie o czymś tak ważnym, jak broń, z której zginął jego brat. - Jakieś trzy miesiące temu, podczas weekendu, prawda, Beck? - Prawnik pokiwał głową potwierdzająco. - Zatrzymaliśmy się tam na noc. Późnym wieczorem Frito zaczął szaleć, wyszliśmy więc na zewnątrz, żeby zobaczyć, co go tak podkręciło, i spostrzegliśmy rysia. Beck wypalił ze strzelby dwa razy, w powietrze, żeby go odstraszyć. Kot zawinął się i przepadł w lesie. - Następnego dnia wyczyściłem i naoliwiłem strzelbę, po czym odłożyłem ją na miejsce, nad drzwiami - dokończył opowieść Beck. - Naładowałeś ją? - spytał szeryf Harper. - Nie. - Ktoś musiał - rzucił Scott. - Sprawdziliście odciski palców? - spytała Sayre. - Tak, proszę pani - odparł uprzejmie Scott. - Znaleźliśmy ślady pani brata, Danny'ego, a także wiele innych. Jedne z najświeższych prawdopodobnie należą do pana - zwrócił się do Becka. - Zatem wie pan, że Danny trzymał w ręku strzelbę - powiedziała Sayre. - Tak, proszę pani. Nie wiem tylko kiedy. - Czy znaleźliście odciski palców na spuście? - Nie udało nam się zebrać żadnych wyraźnych śladów z powierzchni spustu - powiedział Rudy Harper - co również jest nieco dziwne. Skoro Danny dotykał tej broni jako ostatni... -zawiesił głos. Huff wydawał się tracić cierpliwość. Wstał z fotela, obszedł go dookoła i wbił wzrok w Wayne'a Scotta, zwracając się jednak do Rudego Harpera: - Dlaczego pozwalasz swojemu człowiekowi nas zamęczać? Żeby mógł dochrapać się nowego, odprasowanego munduru? O to chodzi? Jeśli tak, może ja dam mu lepsze zajęcie, na przykład patrolowanie terenu odlewni i doprowadzanie do porządku wszystkich pracowników, którym zaczynają się marzyć związki zawodowe. Wtedy dopiero uznam, że nie trwoni czasu na głupoty. Jak na razie bowiem marnuje tylko mój czas i sprawia, że myślę o rzeczach, o których chciałbym zapomnieć. Danny nie żyje. Pogrzebaliśmy go. To koniec. - Wytrząsnął z paczki nowego papierosa. - Proszę o wybaczenie, panie Hoyle, ale to jeszcze nie koniec. Huff spojrzał na Scotta, zapalając papierosa. - Nie chodzi wyłącznie o niezrozumiałe położenie strzelby na ciele pana Hoyle'a czy trudności, - Myślałam o tobie... - zaczął i zawiesił na chwilę głos, by przekonać się, czy Róża opanuje swoją ciekawość. - I? - I zanosi się na niezłą zabawę - westchnął Beck. Chris nie był zadowolony, gdy wrócił do swojego biura po burzliwym lunchu z Huffem, na którym stary narzekał na wszystko, począwszy od Charlesa Nielsona, a skończywszy na Selmie, i zastał przed drzwiami George'a Robsona. - Znajdziesz dla mnie chwilę czasu, Chris? Nie potrafił wymyślić żadnej rozsądnej wymówki, więc gestem zaprosił go do środka. Pod względem fizycznym George nie byt imponującym człowiekiem. Jego osobowość również nie przyciągała doń przyjaciół. Jego bojaźliwe próby zadowolenia innych wywoływały u ludzi irytację. George był przerośniętym durniem, który próbował się dostosować do każdej sytuacji, i mógł nawet wmówić sobie, że się mu to udało, nie zdając sobie sprawy, że nie ma na to najmniejszych szans. To właśnie jego zdolność do oszukiwania samego siebie uczyniła z niego idealnego kandydata na stanowisko, jakie zajmował. Chrisowi wydało się zabawne, że George jest tak radośnie nieświadomy tego, iż mężczyzna, który właśnie zaprasza go do zajęcia miejsca na krześle i oferuje coś do picia, robi z niego rogacza. - Nie, dziękuję - odparł George. - No i? - Chodzi o podajnik. Dziś rano przyjechał człowiek, żeby wymienić pasek klinowy. - W takim razie w czym jest problem? - Powiedział... to znaczy ten inżynier powiedział, że powinniśmy wyłączyć podajnik do chwili, gdy przejdzie remont kapitalny. Chris odchylił się na krześle i zmarszczył brwi. - Huffowi nie spodoba się ten pomysł. - Tak sądzę. - W takim razie, co ty byś polecił? Chris spojrzał na niego łagodnie. George oblizał wargi. - Cóż... bezpieczeństwo jest moją największą troską. - Oczywiście. - Ta maszyna kosztowała człowieka utratę ręki. Bawiąc się tym, jak George wije się pod jego nieustępliwym spojrzeniem, Chris nie odezwał się ani słowem. - Jednak... jednak moim zdaniem - zająknął się George - remont kapitalny nie będzie konieczny. Myślę, że podajnik jest gotowy do pracy. Chris uśmiechnął się do niego. - Polegam na twoim doświadczeniu w kwestii BHP, George, podobnie zresztą, jak Huff. Wiesz o tym, prawda? Jeśli twierdzisz, że taśma została naprawiona i jest bezpieczna w użyciu, to z pełnym zaufaniem możemy ją włączyć. Coś jeszcze? - Nie, to wszystko. - Wstał i ruszył do wyjścia. Już w drzwiach zatrzymał się i odwrócił. - Właściwie to mam jeszcze jedną sprawę. Chodzi o Lilę. Chris, który zaczął przeglądać wiadomości pozostawione na biurku, przerwał i spojrzał na George'a. O co, do diabła, mu chodzi? Czy ta głupia suka przyznała się do romansu? Wydała się przypadkiem, czy co? - Lilę? - spytał uprzejmie. George przełknął głośno ślinę. - Niedawno moja żona wspomniała, że powinniśmy zaprosić cię kiedyś na obiad. Huffa jesteś nową odmianą baobabu. https://meskiswiat.pl/arts/index.php?id=2317
©2019 www.do-sytuacja.kazimierz-dolny.pl - Split Template by One Page Love